Część pierwsza (i mam nadzieję, że nie ostatnia) relacji z naszych tegorocznych wakacji. Po wielu dyskusjach, dylematach, propozycjach (typowaliśmy a to Azory, a to Bieszczady, a może znowu Bałkany... od razu sprostuję: nie, nie mamy listy alfabetycznej) w końcu stanęło na Gruzji.
Nie będę się rozpisywać o logistyce i przygotowaniach, w każdym razie 22 kwietnia, późnym wieczorem wylecieliśmy z Pyrzowic do Kutaisi. Lot trwa jakieś 3,5 godziny, w Gruzji byliśmy o świcie. Trzeba pamiętać o różnicy czasu - 2 godziny do przodu.
Prosto z lotniska mieliśmy załatwiony transport do Chaszuri (Georgian Bus, można było kupić bilety przez internet), całkiem sprawnie to poszło - jak na Gruzję - po krótkim oczekiwaniu aż busik się zapełni, ruszyliśmy. W Chaszuri na dworcu od razu "dorwał nas" kierowca marszrutki do Borjomi, przesiedliśmy się niemal w biegu, a inni znudzeni kierowcy pomogli nam przeładować bagaże. Przed 9 rano byliśmy na miejscu.
Zainstalowaliśmy się w naszym tak zwanym "guesthouse":
Leo's Homestay
Jeśli mam szybko skomentować ta miejscówkę to napisze tylko, że polecamy :) Leo to człowiek instytucja. Mówi po angielsku, wszystko załatwi, wszystko pokaże, wszędzie zawiezie. Mama Leo robi najpyszniejsze śniadania w całej Gruzji, ilość wszystkiego na stole - nie do przejedzenia. Bardzo tam było rodzinnie. Chwilę po naszym przyjeździe (po nieprzespanej nocy) Wojtek razem z Leo i bratem Leo skręcał stare łóżeczko dla Gabrysi w naszym pokoju, a ich mama chodziła rozczulona i mówiła, że to łóżeczko, w którym jej dzieci spały. Po obejrzeniu śpiworka Gabci zbulwersowana stwierdziła, że zmarznie i przyniosła dla niej grubaśną kołdrę. W ogóle straszne zmarzluchy z tych Gruzinów, a dzieci biedne takie poubierane, że świata nie widzą.
Tyle wstępu. W Tamtej części Gruzji spędziliśmy 3 dni. Jeden dzień na zwiedzenie Borjomi - to takie uzdrowisko z parkiem, kolejką linową i górami dookoła. Drugiego dnia pojechaliśmy na wycieczkę pociągiem do Bakuriani - niezapomniany przejazd: 30 km w 2 godziny 30 minut! Skład mocno zabytkowy! Było fantastycznie. Trzeciego dnia pojechaliśmy z Leo i parą Rosjan na wycieczkę do Vardzii - skalnego miasta na południu, przy granicy z Turcją.
|
Kolejka linowa i widok na Borjomi
|
W knajpie w Borjomi. |
|
|
Kolega z pociągu nazywał się Stiopa i był z Mińska. |
|
W knajpie w Bakuriani. Pani przyszła specjalnie z kuchni żeby się z Gabcią pobawić. A potem upiekła jej specjalnie słodką bułeczkę w kształcie ślimaka. |
|
Twierdza Rabati w Achalcyche (po drodze do Vardzii) |
|
Typowy widok na trasie... Gabcia zachwycona |
|
Panowie robotnicy z przydrożnej winnicy, którzy zaprosili nas na wino... i nie tylko |
|
Vardzia |
|
Krajobraz po drodze |
Ach, czekam na kolejne odcinki - tylko się nie ociągajcie ;)
OdpowiedzUsuń