wtorek, 21 czerwca 2016

Gruzja #5 2-6.05.2016 Swanetia

Wreszcie dobrnęłam do głównego punktu naszego programu! Marzenie, które chodziło mi po głowie już od 2010 roku (od pierwszego pobytu w Gruzji). Wtedy jednak Swanetia dopiero zaczynała się otwierać na turystów, ogólnie panowała jeszcze opinia że jest to niebezpieczny region. Nie mówiąc już o problemie z dostępnością i czasem dojazdu, a przecież 6 lat temu miałyśmy z Anią tylko jakiś tydzień na Gruzję (i nie miałyśmy nawet butów solidnych na wyjście w góry...).

Na szczęście teraz Swanetia już taka nieznana i dzika nie jest. Bez problemu zarezerwowaliśmy nocleg w Mestii (główna miescowość regionu) przez internet. Kłopot mieliśmy z dojazdem, bo jednak cały dzień podrózy w marszrutkach z Tibilisi z Gabrysią (z jedną lub dwoma przesiadkami)  nie wchodził w grę.




Całkiem przyjazny wariant to pociąg Tibilisi - Zugdidi (czas przejazdu około 5 godzin dziennym pociągiem, można też wybrać wariant sypialny i przejechać nocą). Ale jednak później ciągle ostaje do pokonania trasa około 4 godzinna marszrutką przez góry.

Ostatecznie postanowiliśmy postawić na samolot. Firma Vanilla Sky organizuje co drugi dzień loty z Tibilisi do Mestii. Szybko, łatwo, stosunkowo niedrogo (nie pamiętam w tej chwili dokładnie, ale w granicach 100-120 zł za osobę), a jaka atrakcja - lot nad Wielkim Kaukazem!). Jest tylko jeden haczyk: pogoda w dniu lotu musi być naprawdę idealna. Jeżeli w górach pada, jest pochmurno (i tu naprawdę wystarczy niewielkie zachmurzenie) - lot jest odwołany. O tym czy samolot wystartuje pasażerowie dowiadują się dopiero na lotnisku, jeśli nie to czeka ich powrót do miasta, wycieczka do biura po zwrot kasy za bilety, no i dzień zmarnowany... My mieliśmy niebywałe szczęście: jakiś tydzień przed naszym lotem i tydzień później pogoda była do bani i żaden lot się nie odbył. A nam się udało! Wrażenia niezapomniane! samolotem rzucało na wszystkie strony, każdy mały obłoczek powodował efekt kolejki górskiej. Ale widoki zapierające dech w piersiach. A Gabrysia cały lot (jakieś 40 minut) przespała!

I tak drugiego maja wylądowaliśmy w Swanetii...

Nasz samolot (produkcji Czechosłowackiej)

Widoki z góry 

Mestia i tajemnicze Swaneckie wieże obronne (w całym regionie ich pełno, są z VIII-XI wieku i do dziś służą jako zabudowania gospodarcze przy domach).

Mestia

Na szlaku
W tle słynny kaukaski szczyt Uszba, 4690 m n.p.m

I Uszba


Przewijanie na 2000 m n.p.m... z widokiem na Uszbę :)

Krajobraz księżycowy

Wojtek i...

Rodzinne zdjęcie

Gabrysia górskie wędrówki znosiła bardzo dzielnie

W stronę Uszby... to tu narodziła się idea zdobycia trzytysięcznika.


Mijanka na szlaku
 Niestety po dwóch dniach bajecznej pogody, szczęście trochę nas opuściło i zrobiło się pochmurno, deszcz wisiał i nie udało nam się zrobić więcej wysokogórskich tras. Jeden dzień poświęciliśmy na wyprawę do Ushguli, ale o tym w kolejnym wpisie.

Ostatniego dnia wybraliśmy się na spacer do lodowca Chalaadi. Tu już niestety szliśmy w padającym deszczu, a pod sam jężor dotrał tylko Wojtek. Cóż.. dobre i to. W każdym razie narobiliśmy sobie smaka na trekkingi na Kaukazie i może kiedyś jeszcze wrócimy... jak już Gabrysia będzie mogła sama dzwigac swoje rzeczy na plecach :)

Do lodowca

Chalaadi

Jeżeli chodzi o nocleg w Mestii to spaliśmy w pensjonacie u Dodo Japaridze, Pani Dodo była bardzo sympatyczna i pomocna, mówi po Rosyjsku, ale i po Polsku coś tam rozumiała.
Byliśmy ogólnie zadowoleni, ale nie był to nasz najlepszy nocleg w Gruzji. Pokój mieliśmy malutki, co akurat było sporym minusem z Gabrysią. Śniadanie było pyszne, ale... codziennie takie samo (spaliśmy tam 4 noce!). Za to był bardzo sympatyczny balkon, ogródek no i lokalizacja - 2 minuty do rynku w Mestii.

W Mestii knajp z lokalnym jedzeniem nie brakuje, testowaliśmy codziennie inną, chyba najlepsze jedzenie było w Sunseti Cafe, przy postoju marszrutek .

Sympatyczna knajpa jest też na rynku - Cafe Laila - to chyba najpopularniejszy lokal wśród turystów.

No i koniecznie trzeba zobaczyć muzeum w Mestii - szczególnie kolekcja ikon z Swaneckich kościołów - takich skarbów nigdzie na świecie nie widziałam.

Żeby pochodzić po górach trzeba wybrać się w czerwcu i lipcu. Na początku maja powyżej 2300 metrów już wszędzie leżał mokry, topniejący śnieg i bardzo ciężko i nieprzyjemnie się szło.

Ciekawe jakie uwagi na temat Swanecji ma Wojtek? To był zdecydowanie jego ulubiony skrawek Gruzji (tym bardziej szkoda, że pogoda nas stamtąd wygoniła na dzień przed czasem).

Aga






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz