wtorek, 31 sierpnia 2010
Wracamy
sobota, 21 sierpnia 2010
Tydzien w trojke
No to od tygodnia jestesmy juz we trojke. A od czterech dni w Syrii. Zdjecie zrobilismy wczoraj w Palmirze. A zanim tam dotarlsmy byllismy trzy dni w Hamie, skad wybralismy sie do Krak des Chevalliers. W Libanie robiloismy sobie jednodniowe wypady z Bejrutu, gdzie trafilismy do niezlego hotelu z noclegiem na dachu. W ogole mamy za soba juz szesc noclegow dachach Bejrutu i HAmy, a przed nami kolejne - w Damaszku.
wtorek, 17 sierpnia 2010
Syria
piątek, 13 sierpnia 2010
W drogę
One do Bejrutu dotrą dopiero jutro, z ostatnich dość skąpych informacji (bo już dostępu do internetu nie miały) wiem że po wyjeździe z Aleppo były w nadmorskim mieście Latakia (też w Syrii). Ale nastroje bardzo dobre, przynajmniej wnioskując z smsów. Dopiero na miejscu dowiem się czy to wszystko co tu pisałem przez ostatni miesiąc miało cokolwiek wspólnego z rzeczywistością.
Częstotliwość publikacji na blogu na pewno mocno spadnie, ale postaramy się by nie spadła do zera :) Przy najbliższej dogodnej okazji jakaś krótka notka na pewno się pojawi. Póki co ila alleka. La ilaha illa Allah Muhammad rasulullah
wtorek, 10 sierpnia 2010
See(r)ya soon (strasznie głupi tytuł)
sobota, 7 sierpnia 2010
Ku południowi
Wczoraj rozpoczęła się kolejna długa podróż. Po wizycie w Armenii kolejnym państwem jest Syria, ale przez skomplikowaną historię i sytuację turecko-ormiańską nie da się dojechać tam tak łatwo. Dziewczyny muszą właściwie pokonać z powrotem całą swoją trasę aż w rejon Trabzonu, odwiedzając po drodze Gruzję (wczoraj były w miejscowości Achalcyche). Dziś przez Batumi i port Hopa dostaną się do Turcji, a już jutro czeka je cała długa podróż autobusem przez wschodnią Turcję do miasta Gaziantep z którego do Syrii już rzut beretem.
W międzyczasie udało im się odwiedzić ambasadę syryjską w Erewaniu gdzie bardzo miły pan poinformował je że "you can get visa on the border without any problem". To wreszcie wygląda na w pełni wiarygodną informację. Ja mimo wszystko nie żałuję że moja syryjska wiza jest już w moim paszporcie w szufladzie :)
Ponoć Armenia pod względem kulinarnym stanowiła rozczarowanie w porównaniu z Turcją i Gruzją. Ich kuchnia jedynie kopiuje sąsiadów a nawet te kopie są raczej nieudolne i w dodatku drogie. Na szczęście teraz już do końca zostały tylko kraje w których można zjeść same dobre rzeczy.
No i ponoć monastyrów mają już dość. No to teraz meczety
wtorek, 3 sierpnia 2010
Erewań tam i z powrotem
Dziś z kolei dziewczyny pojechały nad położone na 2000 m.n.p.m. jezioro Sewan w którym mogły się wykąpać w chłodnej wodzie i generalnie odpocząć od wszechobecnych upałów. Spotkały tam również hmm wyżej wymienionych Niemców. Dalsze plany (już bez Niemców jak sądzę) to wycieczka w stronę Araratu gdzie jest jeszcze kilka zabytkowych monastyrów do obejrzenia, no i okazja do przyjrzenia się położonej na terenie Turcji świętej górze Ormian z bliska.
Dwa nowe odkrycia z Erewania to grająca i świecąca fontanna (choć Ania twierdzi że we Wrocławiu jest lepsza, w sumie w Krakowie na pl. Szczepańskim też coś takiego jest ale jeszcze nie widziałem jak świeci) i muzeum tamtejszego reżysera Siergieja Paradżanowa który nie tylko kręcił filmy ale też rysował.
Zdjęć tym razem niestety nie ma, a kolejne wieści pewnie w okolicach czwartku. Tymczasem w Krakowie zaczynam powoli przedwyjazdowe zakupy, wysłałem też kilka wiadomości do potencjalnych hostów w Bejrucie bo to najdroższe miasto na trasie a chwilę trzeba będzie tam spędzić.
niedziela, 1 sierpnia 2010
W cieniu Araratu
Wracajac do Araratu, ta góra robi naprawdę ogromne wrażenie. I jest nieźle eksploatowana: po trzech dniach odkryłyśmy bank, hotel, koniak, restaurację i lokalną druzyne pilki nożnej o tej nazwie. No i oczywiscie pocztówki, makatki, kubki, graffiti na murze. Ararat jest wszędzie.
czwartek, 29 lipca 2010
Co za niesamowite miejsce!
wtorek, 27 lipca 2010
Relacja prosto z Tbilisi!
Tbilisi
Wcześniej było Kutaisi i niezwykłe skalne miasteczko Upliscyche, no a teraz po Tbilisi szykuje się wyjazd do Kachetii - regionu Gruzji z największą ilością winnic (a gruzińskie wino ponoć dobre i słodkie). Następne dwa dni natomiast zostały przeznaczone na gruzińską drogę wojenną i Kazbegi. Tyle chyba takiego suchego wpisu, ale po skleceniu prawie 30 stron w ciągu kilkudziesięciu godzin pisanie naprawdę jest ostatnią rzeczą na jaką mam teraz ochotę :)
sobota, 24 lipca 2010
Putin zastrzelił Kaczyńskiego zza krzaka
Sama Gruzja na razie nie zachwyca ale rozkręca się. Batumi okazało się być postkomunistycznym miastem, placem budowy pozbawionym asfaltowych dróg za to pełnym śmieci. Dojazd do niego okazał się całkiem kłopotliwy ze względu na autobus z Turcji który wysadził dziewczyny na granicy i "miał czekać po drugiej stronie". Niestety ponieważ były jedynymi pasażerkami kierowca stwierdził że nie opłaca mu się jechać do Batumi i zawrócił sobie do Trabzonu. Do Batumi w padającym deszczu dziewczyny dojechały już miejskim autobusem (na szczęście to już niedaleko).
Nocleg w Batumi także był emocjonujący: kwatira polecona przez dworcowych taksówkarzy okazała się być rozpadającą się ruderą zamieszkałą przez całe mnóstwo różnych dziwnych osób. Komoda w pokoju pełna tajemniczych lekarstw a nad łóżkami, z których wystawały sprężyny na ścianie, był sobie fresk. Na domiar złego gospodyni wyjaśniła, że w sąsiednim pokoju śpi diediuszka "podłączony rurkami do plastikowych butelek". Cieszę się że dziewczyny już zmieniły otoczenie.
Na szczęście to co dalej w Gruzji, zapowiada się ciekawiej. Po Kutaisi następne powinno być Tbilisi (przypuszczam że w poniedziałek). Stamtąd liczę na obszerną relację którą na pewno się podzielę. Swoją drogą ciekawe czy jak w Gruzji smakuje chaczapuri. Muszę zapytać przy najbliższej okazji.
piątek, 23 lipca 2010
Gruzja!
Do Batumi dziewczyny dojechały już we dwójkę, jak chwaliła się Aga po długich targach w siedmiu dworcowych biurach w których kupuje się bilety udało im się stargować bodajże z 25 lir na 19. Podróż miała trwać jakieś 5 godzin. Żal im było wyjeżdżać z Turcji, okazała się być przeciekawym i bardzo gościnnym krajem. Szczególnie pobyt w pozornie nieciekawym Trabzonie w "hotelu" u rumuńskiego księdza gdzie m.in. Aga uczyła angielskiego czasu Present Simple za pośrednictwem tłumaczenia z francuskiego na turecki (przez księdza) dwie Turczynki. Wydaje się że tak pewnie będzie z każdym krajem przy opuszczaniu go, przynajmniej mam nadzieję że tak będzie że rzeczywistość okaże się lepsza niż wyobrażenia.
Gruzja natomiast wydaje mi się w aktualnej sytuacji politycznej krajem który powinien być dla Polaków niezwykle przyjazny. Trzeba tylko dobrze nauczyć się dwóch kluczowych słów "Lech Kaczynski". Powinny otwierać wszystkie drzwi, może również do pałacu prezydenta Saakaszwiliego..
Tymczasem w Krakowie zebrałem już wszystko co potrzebne do syryjskiej wizy, w tym zdjęcia i zaświadczenie z pracy (tak jakby moim największym marzeniem było szukanie pracy w Syrii). Jedyny problem że przypuszczalnie trzeba będzie się pofatygować do Warszawy po tą wizę. Dziewczyny będą próbowały załatwić ją sobie w Tbilisi.
Tyle na dziś, kolejne newsy pewnie w weekend. Tymczasem zapraszamy na zaprzyjaźnionego bloga:
http://ja-nowa-milnova.blogspot.com/ (nigdy nie pamiętam gdzie jest "w" a gdzie "v")
wtorek, 20 lipca 2010
Trabzon & sprostowania
Ok, aż tak nie. Niemniej okazało się że mylnie określiłem blondyna z brodą na jednym ze zdjęć we wpisie o Stambule "panem Markiem kierowcą TIR-a". Tymczasem obaj panowie to owi znajomi Ani którzy udają się do Iranu i z którymi dziewczyny podróżują nadal, dopiero w czwartek mają rozjechać się w swoje strony. Drugi błąd dotyczy mapki gdzie błędnie zaznaczyłem że były w Ankarze (ale tam usprawiedliwiłem się że to tylko moje przypuszczenie najbardziej prawdopodobnej wersji zdarzeń). Jak się okazało trasa biegła głównie wybrzeżem a Ankara została pominięta. No i trzecie: wcale nie są jeszcze w Gruzji, korzystają z uroków i luksusów Trabzonu a do Batumi wybierają się dopiero w czwartek (chociaż znowu mogę wprowadzać w błąd bo wg Agi dziś jest poniedziałek). Może ja lepiej nic nie będę pisał :)
W każdym razie przed ostatecznym wyjazdem z Trabzonu planowana jest wycieczka do położonego w górach klasztoru Sumela. Potem przez Rize do Batumi w Gruzji. Od momentu rozstania z chłopakami koniec z podróżami autostopem, choć taka forma jest kusząca bo w Turcji działa on ponoć doskonale - kierowcy zatrzymują się, częstują jedzeniem i czajem, biorą nawet 4 osoby do jednego auta, na pakę, wszystko jedno.
Dostałem jeszcze polecenie przekazania czym to w tej Turcji się raczą: otóż Aga poleca zupę (ciorbę) z soczewicy oraz lachmadzun czyli coś w rodzaju tureckiej pizzy. Kupiła też na bazarze zupełnie niepraktyczną rzecz do wożenia przez ponad miesiąc czyli... czajnik do czaju. Ponoć to już uzależnienie.
Tymczasem w Krakowie mam za sobą spotkania w trzech firmach-przypadkach do pracy magisterskiej. W tym celu byłem wczoraj w Ożarowie Mazowieckim i Łodzi, a dziś na rogatkach Ruczaju. No ale wreszcie mam wszystkie dane żeby skończyć w lipcu pisać, a wtedy będę mógł się w pełni poświęcić czytaniu o arabskich krajach. Mam nadzieję że od 7-go sierpnia wpisy na blogu będą już tylko po arabsku.
PS. Może jutro uda się wrzucić jakieś autentyczne zdjęcia.
niedziela, 18 lipca 2010
Dalej przez Turcję
piątek, 16 lipca 2010
Stambuł & byle Spitsbergen
Trzydniowa podróż przez ponad 2000 km była bardzo wykańczająca, ale dziewczyny cieszą się że przebiegła sprawnie i bez problemów. Dalszy plan jest taki że wraz ze znajomymi Ani udadzą się aż do Trabzonu, miasta nad Morzem Czarnym we wschodniej Turcji, prawdopodobnie już w piątek wieczór. Taka forma podróżowania w czwórkę wydaje się być faktycznie bezpieczniejsza, zwłaszcza w obliczu dość natrętnej gościnności Turków z którymi jednak ciężko się dogadać.
Stambuł naturalnie piękny, sam chciałbym tam teraz być. Kilka zdjęć poniżej które dostałem dziś wieczór na maila robi wrażenie, szczególnie ogromna Hagia Sophia. Oczywiście są też akcenty kulinarne: herbata nad Bosforem i stragan z tureckimi łakociami.
Tymczasem w Krakowie pomyślałem sobie żeby zmienić nazwę bloga na "byle nie Syria, Liban i Jordania". Jeśli te polskie upały nie są nawet przedsmakiem tego co czeka nas na Bliskim Wschodzie to ja się pakuję i lecę na Spitsbergen :) Ale z drugiej strony czytam w przewodniku o kolejnych niesamowitych miejscach i nie mogę się doczekać wylotu.
Kolejne wieści na pewno już jutro :)
wtorek, 13 lipca 2010
Jutro w Stambule!
Tymczasem w Krakowie kupiłem dziś przewodnik "Jordania Liban Syria" i zaraz zaczynam lekturę!
Uaktualnienie: ze względu na długi postój na granicy bułgarsko-tureckiej do Stambułu dotrą dopiero jutro. Ale humory dopisują :)
poniedziałek, 12 lipca 2010
Lista - o co chodzi & Wyruszyły
Na przykład na pewno przyszło do głowy coś podczas uwiecznionego na zdjęciu przygotowywania czereśniowo-pistacjowo-kokosowych muffinów. Sama lista też nie jest listą ponumerowaną i usystematyzowaną. Pewnie mało kto może się w niej połapać poza nami. Nie będziemy zdradzać co na niej widnieje, powiemy tylko że są tam obok siebie zarówno miejsca oddalone od Krakowa o kilka jak i kilkanaście tysięcy kilometrów. I jak już pisaliśmy wcześniej już odwiedzone miejsca wcale z niej nie znikają tylko, jeśli są tego warte, dopisywane są na nowo.
W międzyczasie Aga i Ania wyruszyły dziś w drogę, Stambuł okazuje się na razie być łatwiejszym celem niż zdawało się jeszcze wczoraj. Już w Głogoczowie dziewczynom udało się złapać TIR-a, który zawiezie ich do samej Turcji. W samym Stambule o nocleg też nie muszą się martwić dzięki pomocy Uli :) Kolejne wieści z trasy będę publikował najszybciej jak to możliwe aż do czasu mojego wyjazdu. Ale to jeszcze ponad miesiąc.
Uaktualnienie: już są w Rumunii. W takim tempie mają szansę dotrzeć do Stambułu już jutro wieczór.
sobota, 10 lipca 2010
9 miast i 11 linii czyli tramwajami po GOP-ie
Środek tygodnia, 30 stopni w cieniu i piekące słońce? Pewnie mało kto wybrałby taki dzień na realizację drugiego punktu listy – tramwajówki po Górnym Śląsku. Ale jako że czasu mamy mało nie mogliśmy wybrzydzać. I dobrze bo choć na koniec dnia woleliśmy spacer po torach niż czekanie na kolejny tramwaj, to jednak zarówno pomysł jak i cały dzień okazał się rewelacyjny.
Nie będziemy opisywać chronologicznie trasy, to można zobaczyć na załączonym rysunku. Ciekawiej linia po linii, zgodnie z tradycyjną numeracją.
Jedynką mknęliśmy z Zabrza do Rudy Chebzia – niesamowitej pętli na której tramwaje manewrują w gęstym sadzie. Trójka kołysała się po wąskich ulicach centrum Zabrza, spod sklepu wędkarskiego Leszcz pod sklep rybny Pstąg – miejsce rodem z epoki mintaja na kartki. Piątka – nierealny przejazd przez dzikie łąki między Bytomiem a Zabrzem gdzie pasą się konie, przez długi czas nie widać śladu człowieka a po szybach pojedynczego wagonu szorują bez przerwy gałęzie. Obstawiona w całości przez nowoczesne składy szóstką jechaliśmy na gapę z Brynowa i na katowicki rynek gdzie po wizycie w sklepie Społem wcinaliśmy wedlowską „Magurę”. A później, przysypiając, aż do Bytomia.
Duży przeskok i mamy dziesiątkę która pojedynczym torem z mijanką na Bykowinie i pod Kafauzem pokonuje całą Rudę aż po Świętochłowice. Trzynastką symbolicznie jeden przystanek spod Spodka gdzie wieczorem siatkarze polegli z Niemcami. Za to czternastkę wykorzystywaliśmy aż trzykrotnie w zupełnie różnych miejscach. Oczywiście najciekawsze to ostatnie: wieczorny przejazd z Szopienic, pod malutkim wiaduktem kolejowym aż po puste i zakurzone ale bardzo urokliwe Mysłowice. Piętnastką dotarliśmy pod granicę którą dla bezpieczeństwa przekroczyliśmy na nogach. Sosnowieckie stawiki – idealne na odsapnięcie przy zimnym Tyskim (oczywiście) i sezamkach.
piątek, 9 lipca 2010
Jak to się wszystko zaczęło
I tak pewnie nie ma tam zbyt wielu dobrych rzeczy do zjedzenia. A już tak to jest, że miejsca ludzi i zdarzenia pamięta się często przez smaki, zapachy i to co, gdzie i jak się razem jadło. Jak ktoś mądry napisał: "Jedną z przyjemności podróżowania jest odkrywanie miejsc spożywania posiłków". Podpisujemy się pod tym czterema rękami.
Co do naszej listy, miejsc przybywa, ale już niedługo zaczniemy je w końcu skreślać. No, coś tam skreśliliśmy już, ale nie uprzedzajmy faktów. Najważniejsze że miejsc przybywa o wiele szybciej niż ubywa i że te skreślone dopisujemy od razu z powrotem...