Jesteśmy w Sagres. Czyli jeśliby spojrzeć na mapę, na samym południowo-zachodnim krańcu kontynentalnej Europy. Ponoć jeszcze w XIV wieku co poniektórzy sądzili, że tu też kończy sie płaski świat.
|
Sagres - koniec Europy |
My już wiemy, że za wielką wodą coś tam jednak jest, co nie zmienia faktu, że Sagres to takie portugalskie Wołosate - przyjeżdza się tu bo dalej już się nie da. Jednak różnicę widać gołym okiem - Wołosate z pewnością nie jest rajem dla surferów. Tymczasem w Sagres stanowią oni chyba połowę populacji. Są tu knajpy dla surferów, wypożyczalnie desek a nawet warsztaty ich naprawy. Ale przede wszystkim genialne plaże ukryte u stóp gigantycznych klifów, zapewne przedsmak tego co czeka nas jutro na Costa Vicentina.
|
Adepci trudnej sztuki surfingu |
Wcześniej dziś udało nam się jeszcze zahaczyć o 2 plaże słonecznego
Algarve, w tym Praia da Falesia z niesamowitymi czerwonymi skałami.
Poruszamy się już autem, całkiem wygodnym Fordem Fiestą, więc wszystko
idzie sprawnie. Dziś przed nami pierwsza noc na kempingu, a jutro dużo
klifowych emocji!
|
Czerwone klify na Praia da Falesia |
|
Wyborny obiadek |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz