Faro |
Dzisiaj wreszcie koniec deszczu i zimna, mamy już nawet pierwsze, nieśmiałe ślady opalenizny: Wojtek na nosie, ja na ramionach.
Dzień głównie spędziliśmy w autobusach. Pierwszy przejazd z Grenady do Sewilli, która zwiedziliśmy dosć pobieżnie. Sewilla jest bardzo ładna, ale to duże miasto z monumentalną architekturą, klimat trochę jak z kolonii zamorskich: bajkowe pałace, palmy, szerokie ulice i dorożki.
Plac Hiszpański w Sewilli. |
Odnoga rzeki Gwaldikiwir (podobno ulubiona rzeka Wojtka z dzieciństwa... cóż ja nawet teraz musiałam tą nazwę skopiować z Wikipedii) |
Arena do walk z bykami |
Mimo wszystko jakoś Portugalia bardziej nam pasuje. Faro to taka senna mieścinka, wąskie uliczki, dużo knajpek, stoliki na ulicach. Na głównej bramie wjazdowej bociany mają gniazda. No i to jedzenie! Jest tu wyborne i tańsze niż w Hiszpanii. Na kolację Wojtek zjadł kurczaka piri-piri a ja ryż z ośmiorniczkami (pycha).
Jutro rano odbieramy samochód i ruszamy na całego. Zaczynamy biwakową część wyjazdu, więc możemy tu zaglądać rzadziej.
Wojtek - piri piri? Aga Cię przebiła, no! :)
OdpowiedzUsuń