niedziela, 1 sierpnia 2010

W cieniu Araratu

Przedwczoraj porzuciłyśmy na chwilę Gruzję i wjechałyśmy do Armenii. Tak wygląda krajobraz w drodze do stolicy. Ogromne, raczej puste, pastwisko, z ktorego można podziwiać świętą górę Ormian, leżącą jak wiadomo poza granicami kraju i póki ten stan sie nie zmieni, ogromny pomnik "Matki Armenii" stojacy na wzgorzu w Erewaniu bedzie grozil mieczem Turcji. A my, z powodu zamkniętej granicy musimy mocno nadkładać drogi do Syrii.
Wracajac do Araratu, ta góra robi naprawdę ogromne wrażenie. I jest nieźle eksploatowana: po trzech dniach odkryłyśmy bank, hotel, koniak, restaurację i lokalną druzyne pilki nożnej o tej nazwie. No i oczywiscie pocztówki, makatki, kubki, graffiti na murze. Ararat jest wszędzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz