piątek, 23 listopada 2012

23.11 Dzień zgniłego jaja - Rotorua


Nocleg na darmowym kempingu był bardzo przyjemny, przede wszystkim noce na Północnej Wyspie są znacznie cieplejsze, więc wysypiamy się za wszystkie czasy (dzisiaj prawie 11 godzin).
Zebraliśmy się szybko i ruszyliśmy dalej drogą nr 5 o nazwie „Thermal Explorers Highway”, spodziewając się największych do tej pory atrakcji geotermalnych.

 Pierwszy postój był jakieś 20 km przed Rotorua – zjechaliśmy około 2 km żwirową drogą i dotarliśmy do gorącego strumienia, który wyczaił Wojtek na jakiejś stronie internetowej. Strumień nie jest w żaden sposób oznaczony jak większość znaczących atrakcji Nowej Zelandii, ale to był hit! Woda miała jakieś czterdzieści stopni, bulgotała i było tam kilka niewielkich wodospadów. Śmierdziało zgniłym jajem i ten zapach towarzyszył nam też później w Rotorua. W strumieniu moczyli się raczej lokalni Nowozelandczycy (Maorysi) i kilku turystów. Kiedy się pluskaliśmy wesoło, przyszła cała drużyna rugby, wymoczyć się przypuszczalnie po treningu. Zastanawialiśmy się czy to lokalna liga, czy jakaś bardziej znana drużyna, ale tego się już nie dowiemy. 

Koło południa dotarliśmy do Rotorua, które jest dość sporym miastem jak na Nową Zelandię (jakieś 70 tys mieszkańców) i jest jednym z najpopularniejszych kurortów (mimo smrodu). Dlatego tez jest to dość komercyjna miejscowość i wszystkie największe atrakcje są płatne. My wybraliśmy park geotermalny o nazwie Te Puia, który jest też dużym centrum maoryskiej kultury (w Rotorua Maorysi to jakieś 30% mieszkańców). No i można tam zobaczyć kilkunastometrowy gejzer, który wybucha około 20 razy na dobę, więc szanse były spore.
Faktycznie park robi duże wrażenie – takich geologicznych wybryków natury jeszcze nie widzieliśmy – bulgoczące błota, dymiące jeziorka, śmierdzące potoki z wrzątkiem, zielonkawo – żółty osad na skałach no i gejzer Pohutu, który faktycznie wybuchł. W parku odbywają się też pokazy maoryskich tańców i tradycji oraz gotowanie hangi (posiłek przygotowywany w gorącej ziemi albo w dołku z gorącymi kamieniami - trochę mi to przypomina nasze prażone). Na te atrakcje się nie skusiliśmy, bo to strasznie komercyjne przedsięwzięcie i drogie.
Udaliśmy się za to na spacer po centrum i parku uzdrowiskowym  - taki klimat jak w każdym uzdrowisku, tylko z egzotycznymi rzeźbami i roślinami.

Na nocleg pojechaliśmy do sąsiedniej, małej  miejscowości na północ Rotorua na kemping  (kolejne znalezisko Wojtka), położony nad niedużym strumieniem. Bardzo tu jest przyjemnie i są darmowe kajaki  - pływaliśmy, trochę się zmoczyliśmy i bardzo nam się podoba. Szkoda, że jeszcze tylko trzy dni zostały do końca wakacji…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz