Wieczorem poprzedniego dnia uznaliśmy, że nie możemy tak po
prostu zostawić trzech największych wulkanów w tyle i pojechać dalej. Skoro
została zamknięta trasa prowadząca na Tongariro, pojedziemy tam gdzie trasy są
nadal otwarte, czyli do wioski Whakapapa pod wulkanem Ruapehu.
Rano więc upewniliśmy się tylko szybko czy sytuacja nie
pogorszyła się i ruszyliśmy wzdłuż jeziora na południe. Po około 60 kilometrach
zaczęliśmy się wspinać na płaskowyż wulkaniczny i wkrótce odsłoniły się kratery
Tongariro oraz idealny stożek Ngauruhoe, czyli znanej z Władcy Pierścienia Góry
Przeznaczenia.
Przed wioską Whakapapa odsłonił się również częściowo wulkan
Ruapehu – najwyższy z nich (2797 m.n.p.m.) i chyba też najwyższy szczyt wyspy
północnej. Niestety sam rozczłonkowany wierzchołek był wtedy jeszcze w
chmurach. Chmury nad Tongariro wyglądały trochę tak, jakby wydobywały się z
niego ale to już nie był taki ewidentnie czarny obłok jak wczoraj.
Whakapapa to osada typowo turystyczna, która głównie żyje w
zimie gdyż na stokach Ruapehu, 6 km powyżej, działa ogromny kompleks
narciarski. W lecie można stąd wyjść na kilka tras, m.in. stąd rusza Tongariro
Northern Circuit którego częścią jest Tongariro Alpine Crossing – zamknięty w
skutek erupcji 1-dniowy szlak który jeszcze wczoraj zamierzaliśmy przejść.
My przeszliśmy się krótkim szlakiem do Silica Rapids –
potoku który drążąc sobie drogę przez skały pochodzenia wulkanicznego tworzy
bardzo ciekawe formy. Same skały zaś mają bardzo dziwny, żółtawy kolor. Atutem
tego szlaku były wspaniałe widoki na wszystkie 3 wulkany oraz niesamowity
krajobraz – istny Mordor. Faktycznie zresztą te okolice były scenerią dla
Władcy Pierścienia.
Zamierzaliśmy jeszcze przejść drugi krótki szlak – do wodospadów
Taranaki, jednak pogoda trochę się popsuła, a poza tym zauważyliśmy na jednej z
map że w okolicach miejscowości Rauhimu linia kolejowa tworzy niesamowitą
strukturę. Postanowiliśmy się tam czym prędzej udać, było to raptem 15
kilometrów od Whakapapa.
Niestety było to duże rozczarowanie – oczywiście niesamowita
spirala i trzy tunele kolejowe istniały, ale w żaden sposób nie dało się ich w zalesionym
terenie dostrzec.
Po powrocie do Taupo pozostała nam jeszcze jedna atrakcja –
Spa Thermal Park, czyli niby zwykły park miejski, a jednak niezwykły. Mieliśmy
okazję wykąpać się u ujścia strumienia do rzeki Waikato. Dlaczego tam? Bo w tym
miejscu woda ze strumienia o temperaturze około 50 stopni łączy się z wodą
rzeki o temperaturze koło 10 stopni. To było naprawdę jedyne w swoim rodzaju
uczucie leżeć w mieszającej się tak skrajnie gorącej i zimnej wodzie. Do samego
strumienia ciężko nawet wsadzić rękę, bo po chwili zaczyna parzyć. A w tym
jednym miejscu było wręcz idealnie.
Na nocleg udaliśmy się tym razem nie do Holiday parku, ale
na bezpłatny kemping położony nad brzegiem Waikato kilka kilometrów od centrum.
Okazał się być całkiem popularny, ale zarazem bardzo przyjemny.
Na koniec jeszcze jedna i ostatnia ptasia zagadka – wyspa
północna jest uboższa w ciekawe stworzenia niż południowa, więc tym zdjęciem
cofniemy się do parku Abela Tasmana. Kto pierwszy zgadnie jaki ptak ociągał się
z opuszczeniem jezdni również może liczyć na nowozelandzką niespodziankę :)
Odpowiedzi na facebooku lub jako komentarz na blogu.
co się tak dymi z Mt Tongariro?
Góra Przeznaczenia
Mt Ruapehu - najwyższy z wulkanów
tam z tyłu w lesie jest właśnie takie coś jak na makiecie
szkoda, że nie jechaliśmy w nocy
a teraz zagadka - co to za ptak tak wolno ucieka?
kura;)
OdpowiedzUsuńJenni mówi że to "Bläshuhn" ;-)
OdpowiedzUsuń